Czasem mam okazję sama skorzystać z terapii czaszkowo-krzyżowej. Z mojej perspektywy wygląda ona tak:
Kładę się na stół i zapominam o obecności terapeuty. Po prostu uznaję, że jest – nie przeszkadza w moim wewnętrznym procesie, swoją obecnością wspiera zakotwiczenie w fizyczności i robi mi miejsce.
To czas dla mnie i korzystam z tego w pełni. Pozwalam sobie mieć otwarte oczy, patrzę na niebo za oknem, rozluźniam ciało i pozwalam myślom płynąć. Chwilami zmysły się wyostrzają, robi się cisza w głowie albo przechodzi fala emocjonalna. Ostatnio pojawiły mi się flaschbacki ze stołu operacyjnego – nic przyjemnego. Na szczęście wiem jak się z tym obchodzić i tutaj otwarte oczy bardzo pomagają.
Nie lubię odlatywać, wolę zachować przytomność umysłu, świadomość chwili obecnej, tu i teraz. Chodzi o to, żeby czuć, a nie żeby wpadać w dysocjację. Ugruntowanie w ciele i w chwili obecnej daje oparcie kiedy przychodzą wspomnienia i emocje.
U mnie zazwyczaj wchodzi perspektywa szerokiej przestrzeni – już tak po prostu funkcjonuję na co dzień, więc kiedy mam okazję położyć się na stół i kiedy ktoś robi mi punkt podporu, mogę bezpiecznie odpłynąć kawałek dalej, głębiej. Lubię te momenty, kiedy coś nowego się stamtąd wyłania i wiem, że to jest moje. Integruję to – robię temu miejsce i przyglądam się dalej.
Przypomina mi to stan noworodka, który leży, patrzy i doświadcza. Bez słów. Wszystko jest płynnym, falującym doświadczaniem danej chwili. Istota Bycia.
Wypoczywam w tym stanie. Nie planuję żadnych intencji, kładę się z myślą czego bym w danym dniu potrzebowała, a później i tak zabiera mnie gdzieś indziej, bo ciało wie lepiej. Niespodziewanie wróciło do mojej operacji, którą przeszłam ponad 2 lata temu. I odczułam głęboki spokój.
Oczywiście nie miało większego znaczenia co w tym czasie robił terapeuta, jakie chwyty stosował i gdzie mnie trzymał. Miał jedno zadanie – trzymać przestrzeń, nie przeszkadzać, być trochę kotwicą pozwalającą bezpiecznie zagłębić się w siebie, a trochę katalizatorem zapraszającym do otwarcia się i poszerzenia swojego wewnętrznego doświadczenia.
Można przeżyć sesję terapii czaszkowo-krzyżowej będąc bardziej świadomym siebie, korzystać z nieingerującego dotyku, trzymania ciała. Bez oczekiwań, przyglądać się temu, co się pojawia, być ze swoimi potrzebami, lękami, myślami i odczuciami. Ufać, że jest się bezpiecznie i stabilnie trzymanym, że od terapeuty nie płyną żadne oczekiwania w naszą stronę, że jest tu dla nas i czeka spokojnie, rozumie, daje czas i przestrzeń.
foto: warszawski Park Górczewska, zachód słońca 4.03.25